Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cież ten sam Chrystus, którego on nauki broni tak gorąco, powiedział kościołowi: że Duch jego zawsze z nim będzie! Jakże to zgodzić tę nieomylność słów boskich z kościołem, co tylko jest urzędowym?
Ze smutkiem, rozdarciem duszy, czytałem te aberracyę tak potężnego umysłu; zapłakałem sercem, że takie obelgi z ust polskich wyszły; ale położywszy wreszcie książkę odczytaną, pognałem po krótkim namyśle wątłość téj budowy nowo-babelskiéj; poznałem, że to nie bramy piekielnie wzruszyły się z swych posad, ale gwoździk tylko jeden z nich wypadł i tocząc się po brukach szatańskich, tyle hałasu narobił. Dla tego tylko ta część jego prelekcyi została tak głośną, że jest śmiałą aż do zuchwałości, poetyczną w wyrażeniach i dziełem Mickiewicza.
Powiedziałem z początku listu, że nie dostał pomięszania, ale podług mojéj intuicyi dostanie go niezawodnie. Wszedł do emigracyi, do któréj nie miał prawa, bo się nie bił za ojczyznę, piosnki nawet jednéj dla niéj w czasach boju nie zanucił — a teraz nietylko z kościoła, ale z rzymsko-katolickiéj Polski, z rozsądku nawet wyemigrował.“