Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cia, widoczne. Tułają się, plączą pomysły, a taki nieporządek w szykowaniu, taka pycha, żądza twórczości i lekkość wyrokowania, najświętsze zabijająca rzeczy, że niewiedzieć jak to nazwać, z czém porównać i co z tego wyciągnąć. Wyraźnie nie chciał pomnieć, co kościół przez 1800 lat zdziałał; nie chciał wiedzieć, że kościół ten jest na ziemi i ludzie w nim rządzą; żąda od niego niepodobnych rzeczy, intuicyi, cudów ciągłych, które tylko Bóg sam przez ten kościół czynić może i kiedy mu się podoba. Nie umiał dojrzeć, że istnienie tego kościoła nigdy w dogmatach niezmiennego i wszystko w końcu zwalczającego, ciągłym jest cudem. Chciałby on wlać w kościół tę dumę, która jego samego rozżarza, a gdy to niepodobna, chciałby w skutku téj dumy sam zostać twórcą tego kościoła. Mógł on słabszą jego stronę w ziemskiéj części z pokorą, chęcią podwyższenia, ugodnienia kościoła, na jaw wystawić; ducha członków jego wzbić wyżéj; letniość wiary kapłanom wyrzucić. Czyniono to już przed nim; lecz właśnie że czyniono, nie chciał cudzéj sławy powtarzać, chciał być twórcą swéj własnéj. Kościół nazywa urzędowym i niby na śmiech i wzgardę wystawia go, a prze-