Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chez qui la naissance est le premier merite d’un être moral,... i który Bogu dziękuje, że nie człowiekiem, lecz że się Mniszchem urodził. Nigdy ja nie utrzymuję, aby gardzić chwałą swoich przodków, lecz że nie należy z niéj się chełpić, bo ona nie jest prywatną, lecz narodową własnością, a więc nie do nich należy, lecz do ogółu. Przywłaszczać sobie spływającą jéj zaletę, jest to żądać przywileju od publiczności na cudze zasługi. Mówią magnaci, iż to jest bodźcem dla potomków do szlachetnych czynów. O jak to smutne przeznaczenie, kiedy źródła szlachetności nie w sercu, nie w godności człowieczéj natury, lecz w tym pożyczanym zaszczycie szukać potrzeba! Przecież ci tak sławni przodkowie w sobie je znaleźli. Bóg inaczéj sądzi niż świat. Adam starszym był zapewne od wszystkich familii, a przecież djabli wzięli Kaina. Nic mu nie pomogła czysta krew rodzicielska, a czyściejsza zapewne, niż wszystkie najświetniejsze krwie magnatów. Ale dość tego. Nie — jeszcze słówko! Czy téż jenerał czytał Okolice Krakowa, gdzie w przypisku Wężyk żąda od jenerała wzniesienia Łobzowa. Nie dla tego ja mówię tu o tym poemacie, lecz jedynie