teraz tłumaczę sobie dla czegoś nieczekał na nasze zezwolenie.“ —
Łatwo pojmiemy jak przykremi były dla panny wielkiego domu, wychowanéj w pieszczotach, należącéj w swoim kraju do najpierwszych partyi — te wszystkie sceny pojednania. Zniosła je przecież bez szemrania, bo miodne miesiące zamężcia słodziły przykrości upokorzenia. Nowy ten jednak rodzaj dworskiego etykietalnego życia, dla niéj, wychowanéj w swobodzie wiejskiéj, w prostocie patryarchalnéj choć na pańskim dworze — stawał się nieznośnym. Mawiała téż często w starości swojéj gdy wspominała dawne czasy; że nigdy się nieczuła bardziéj nieszczęśliwą, jak wtedy, kiedy dama honorowa i szambelan, zaczęli składać główną część jéj dworu. — Do niéj możnaby zastosować słowo poety:
„Wyniesiona do szczytu, pragnęła się zniżyć.“
Niewiem jak długo pociągnął się jéj pobyt w Montbeliard. To tylko wiadomo, że starzy księstwo chcieli ją zawieść do Paryża i przedstawić na dworze Wersalskim; z drugiéj strony książę Ludwik zostający jeszcze w służbie króla pruskiego, spieszył się do swego garnizonu w małem miasteczku Pomeranii.