Strona:Lucjan Rydel - Pan Twardowski.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Miga się tylko, a sanie
Na złamanie karku lecą;
Koniom z nozdrzów ogień parska
Slepia, jak węgle im świecą.
Twardowskiemu podejrzanie
Pachniała jazda zbyt dziarska
I woźnica nazbyt żwawy…
Myślał od czasu do czasu:
— „Może to dyabelskie sprawy?“
Lecz milczał.
Jadą a jadą,
Aż jak wiatr wpadli do lasu,
Z drzew spłoszone kruków stado
Zrywa się z głośnem krakaniem,
Mistrz wśród wrzasku i hałasu
Zrozumiał, że kraczą: „Zdrada!“
— „W karczmie na chwilę przystaniem,
Koniom potrzeba popasu…“
Piskliwie karzeł zagada
Z dziwnym uśmiechem na twarzy.
Poprzez pnie światło skądś pada,
Dojeżdżają — karczma niska
Oknami krwawo się jarzy
I blaskiem po śniegu ciska.