Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/489

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i zaraz Ojcu doniosę, co orzekną względem tego, czym trędowaty, czy nie. Jeżeli będzie to wola Przełożonych, a zatem i P. Jezusa, zostanę tu między trędowatymi nie z musu tylko, ale z największą chęcią i poddaniem się najzupełniejszem do śmierci, ale niech, drogi Ojciec, robi co tylko można, żeby ta moja misja mogła przyjść do skutku, bo rozważywszy wszystko pro i contra zdaje się mi w Panu, że będzie to z większą chwałą Bożą i że moje to nowe powołanie nie jest tylko pobożną zachcianką, ale prawdziwem powołaniem, które nam daje nasza Najśw. Częstochowska Pani. Sądzę, że mnie Ojciec rozumie i dlatego łaskawie wybaczy to natręctwo, z jakiem Ojcu zawsze piszę o Sachalinie. Bo jakże może mi nie być pilno? Już po kopie, a chociaż jeszcze nie po chłopie, alem już stary zbrodniarz, a jeszcze nic nie zrobiłem dla większej chwały Bożej i pożytku bliźnich. Małe kawaleńko życia mi zostaje, mówiąc po ludzku, zatem chciałbym bodaj coś trocha zrobić na żywot wieczny, a nie z pustemi rękoma stanąć przez Panem...

(Wyjątek z listu od O. Czermińskiego z dn. 17/VI 1910 Fianarantsoa).

List Ojca z 24/IV 1910 odebrałem i bardzo zań Ojcu dziękuję, zaraz odpisuję. Stokrotne Bóg zapłać, drogiemu Ojcu, za wszystko, co Ojciec dla nas robił i robi. Jak od siebie, tak też w imieniu tych nieszczęśliwych zesłańców, dziękuję Ojcu za starania u Ks. Prałata Kulczyńskiego. Co z tego wyniknie, przyszłość pokaże, ale już, dzięki Bogu, jest coś... Mnie się zdaje, że byłoby najlepiej, gdyby się