Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

brze nie wypościł. Ale pewnego razu, wielu zaczęło się uskarżać na żołądek, a między nimi i tacy, o których wiedziałem, że jedli i mają jeszcze u siebie na dwa lub trzy dni żywności. W lekarza bawić się nie mogę, bo choćbym i potrafił sfabrykować receptę, to nie mam apteki, ani aptekarza, któryby to przyrządził, ale, myślę sobie, kiedy tylu ma do czynienia z żołądkiem, to chyba już trzeba zrobić nieco ogólniejszy porządek; sprowadziłem ½ litra ricinusu i idę z tym specjałem do moich pacjentów. Byłem prawie pewny, że może znajdzie się jeden lub drugi mniej brzydzący się amator, co zażyje bez trudności ze dwie łyżki tego szlachetnego trunku, a resztę przyjdzie zgrabnie namawiać, jak to często zdarza się w infirmerji konwiktowej, że jaki doktor obojga abecadeł, mający już przejść do I-ej klasy gimnazjalnej, za nic nie chce zażyć ricinusu, a tymczasem połknie dobrą dawkę w przekonaniu, że co innego zażył. Tymczasem inaczej się stało. Nalałem łyżkę i daję jednemu: wypij to, będzie ci lepiej, przestaniesz tak cierpieć. Chory wziął łyżkę, powąchał olejek, wziął trochę do ust, posmakował, wypił łyżkę, oblizał ją starannie i nadstawia, mówiąc: »nalej Ojcze jeszcze, bo to com dostał, to za mało«. Wypiwszy tak samo i oblizawszy drugą łyżkę, prosi o trzecią, ale nie dałem, żeby nie było dla niego za wiele. Ten chory oddaje łyżkę drugiemu i mówi: »pijcie, bo to dobre, to nie tutejsza tłustość, ale europejska« (Malgasze znają i używają przeważnie tylko łój wołowy, albo barani). Po tej jego odezwie, tak zaczęli wszyscy obecni domagać się, że nie wiedziałem już, komu dać, bo i chorzy na żołądek i nie chorzy pro-