Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pogardzanie dotkliwie każdy odczuje, a ci biedacy mimo to wszystko weseli, rozmawiają, śmieją się, a nawet który może, to zatańczy i zaśpiewa. Do tego stopnia przyzwyczaili się być strasznymi dla wszystkich, że ich to dziwi, kiedy wiedzą coś innego. Kiedy pierwszy raz dostałem kawałek płótna i wziąłem się do opatrywania ran jednemu z nich, to otoczyli mnie i przypatrywali się, jakby jakiemu widowisku, a jeden z nich głośno powiedział drugiemu: »patrzaj, patrzaj, on rany dotyka i nie boi się«.
Niech Ojciec będzie łaskaw nie zapomni i sam, albo przez kogo, wystara się dla mnie o nasienie brzozy i grabu, o które prosiłem przedtem, koniecznie mi tych dwóch rzeczy potrzeba. Gdyby bez trudności można, to bardzobym był rad, żeby brzoza była prosta i płacząca, ale jeżeli to trudno, to niech będzie jedna jakakolwiek, byle brzoza.
Dotychczas nie mogę się oswoić z tutejszymi porami roku, jeszcze mi to wszystko bardzo dziko się przedstawia. Obecnie np. maj, u nas wiosna, wszystko ożywione, a tu zima, wszystko drzymie, albo i śpi. O tem zaś, żeby odetchnąć świeżem wiosennem powietrzem, poczuć zapach pól i lasów, tak jak u nas, tutaj mowy nigdy niema przez cały rok, a krajowcy nie wiedzą nawet, co to znaczy.
Przypomniałem sobie w tej chwili, żem Ojcu kiedyś przedtem pisał, jak Malgasze lubią tłustość. Oto ma Ojciec jeszcze jeden dowód więcej tego. Kiedy kto z moich chorych użala się na ból żołądka, to nie pytam go, co jadł, ale czy i kiedy jadł, potem, czem mogę, nakarmię go i zwykle już było po chorobie na jakiś czas, t. j. póki się znowu do-