Strona:Listy Jana Trzeciego Króla Polskiego.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wszakem ia tak wiele razy przestrzegał, że przeiazdy trudne, że umyślnych wyprawiać niebezpieczno; ale tego nie słuchano, ieszcze się gniewano, y czemu inszemu to przypisywano; rozumieiąc y chcąc tego koniecznie, aby tu w nieprzyiacielskim kraiu poczty chodziły tak bezpiecznie, iako z Krakowa do Warszawy: a rozum uczy, że nietylko posyłać, ale y pisać w takich okazyach trzeba ostrożnie. Oto y teraz iuż tak dawno naymnieyszey z Polski nie mamy litery, ani na listy przez Kaszewskiego responsu. O Kaszewskim zaś to tylko, że go iuż widziano w woysku Litewskiem, które tu przed wczorem dało znać o sobie, że się dopiero ku nam od granic aż Morawskich ruszyło.
Przed wczorem widzieliśmy Paszów dwóch, Alepskiego y Nikopolskiego, wychodzących z ludźmi swymi, których było pewnie naymniey 4.000. Zamku zaś sytuacya tak mocna, że to cud nad cudami, że się ci ludzie poddali. Z tymi, co ich odprowadzali za trzy mile, osobliwie z Alepińskim, różne mieli dyskursy. Naszych wielce estymuią y wychwalić się nie mogą. Sami do Wezyra nie śmieią, boiąc się o tę fortecę, że ią poddali. Na Doroszenka y Tekolego narzekaią, że ich ci do tey hańby przyprowadzili, że meczetów swoich ustępować muszą, czego od zaczęcia swey monarchii ieszcze nie uczynili.