Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

aby wydobyć się z kłopotliwego położenia, zwrócił się ku synkowi księcia Andrzeja. Czyni się tak zwykle, skoro są dzieci w salonie. Wziął go na ręce, chuśtał go na nodze ku wielkiej malca uciesze, a spojrzawszy na Marję, spotkał się z jej wzrokiem szczęśliwym i rozrzewnionym. Śledziła ukradkiem nieśmiało ruch każdy bratanka w ramionach człowieka przez nią całem sercem ukochanego. Zrozumiał Mikołaj znaczenie tego spojrzenia, poczerwieniał z radości, spytał chłopczynę czy chce być kiedyś huzarem? ucałował serdecznie w oba różowe policzki i postawił na posadzce. Nie czuł się jednak upoważnionym do częstych wizyt, z powodu ciężkiej żałoby Marji po ojcu. Gubernatorowa atoli nie dała za wygranę i manewrowała zręcznie dalej, nie zasypiając gruszek w popiele. Jemu powtarzała z licznemi komentarzami każde słówko pochlebne, stosujące się do niego księżniczki Marji i... vice versa. Chciała koniecznie doprowadzić ich do wzajemnych wynurzeń, i w tym celu umyśliła sprowadzić młodych ludzi do miejscowego biskupa. Rostow powtarzał jej wprawdzie raz po raz, że ani myśli się oświadczać; musiał jednak obiecać najsolenniej, że się stawi na schadzkę u biskupa.
Tak samo jak w Tylży, gdzie nie wahał się ani chwili przyjąć wszystkiego za najlepsze, skoro inni byli tego zdania; tak samo dziś po walce krótkiej ale najszczerszej, pomiędzy chęcią urządzenia sobie życia według własnego widzimisię, a pokornem zdaniem się na łaskę i niełaskę losu, wybrał to ostatnie, dając się unosić bezwiednie prądowi. Pojmował doskonale, że wynurzać swoje uczucia księżniczce Marji, jak długo był związany