całą rzeszą młodzików lekkomyślnych i nieopatrznych, że ładne kobietki, szczególniej żony starych mężów, stworzone zostały specjalnie dla ich przyjemności. Nie odstępywał na krok od swojej ubóstwionej. Posunął nawet tak daleko wybieg dyplomatyczny, że starał się siłą mocą zaprzyjaźnić z jej mężem, jak gdyby nie wyznawszy dotąd niczego jedno przed drugiem, był już pewnym jej wzajemności, i rychłego z nią porozumienia we wszystkiem. Mąż nie zdawał się nadto uradowanym taktyką, starą jak świat zresztą, młodego huzara. Zbywał jego czułości i narzucanie mu się z przyjaźnią nader zimno i odstręczająco. Dobroduszność atoli i naiwna, serdeczna wesołość młodego nicponia, zwyciężała nieraz i rozpraszała kwaśny humor pana męża. I on, mimo włosów szpakowatych, wybuchał śmiechem, wygładzając groźne bruzdy na czole. W miarę jednak jak pod koniec wieczoru młoda blondyneczka ożywiała się coraz bardziej, a twarzyczka jej płonęła szkarłatem, ilekroć Mikołaj przeszył ją wzrokiem, niby grotem zabójczym Amora; rysy męża posępniały, brwi ściągały się i stawał się ponurym jak chmura gradowa. Zdawać się mogło patrząc na nich z boku, że we dwójkę mieli tylko pewną dozę wesołości do wydania na zewnątrz. Gdy żona stawała się wesołą aż do pustoty, mąż zamarzał po prostu.