Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do której przywykł był od lat najmłodszych. Odszukiwał, ku najwyższemu swemu zadowoleniu, zwykłe stanowisko pieszczocha i ulubieńca w każdym salonie, czego był pozbawionym od tak dawna! Młode mężatki i panny na wydaniu, kokietowały go na wyścigi. Starsze damy, zaczęły natychmiast intrygować po cichu, aby go z kim poswatać. — Trzeba położyć raz tamę podbojom tego niebezpiecznego pogromcy serc niewieścich — utrzymywały, grożąc mu od nosa z figlarnym uśmiechem. Żona gubernatora, która przyjęła go jakby był jej krewnym najbliższym, mówiąc mu od razu po imieniu, intrygowała najgorliwiej w tym kierunku. Muzykus zaczął grać do tańca. Krew się rozgrzewała, tańczono do upadłego. Mikołaj rozwinął w całym blasku swój talent choreograficzny. Jego gracja pełna swobody, zachwycała wszystkie damy. Dziwił się sam, co dziś nie wyrabiał w tańcu. W Moskwie, nie byłby sobie pozwolił w żadnym salonie tańcu tak... oryginalnego! (żeby więcej nie powiedzieć). Tu puszczał wodze swojej fantazji w sposób cokolwiek za śmiały, i niekoniecznie w dobrym tonie. Czuł, że powinien olśnić czemś nadzwyczajnem „parafianów“, wymyśleć coś, czego jeszcze nie widzieli i o czem nie mieli wyobrażenia. Chciał w nich wmówić i dokazał tego z największą łatwością, że taki jest szyk w wielkich miastach stołecznych. Obrał za przedmiot swoich nadskakiwań i uwielbiań, młodziutką żoneczkę pewnego w starszym już wieku urzędnika w wydziale podatkowym. Była to milutka blondyneczka, z prześlicznemi oczami, barwy nieokreślonej, mieniącej się między fiołkiem a bławatem. Dzielił to naiwne przekonanie, z