Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ustach: — „Dla czego?“ — obecnie przestało istnieć, nie zatruwało mu więcej każdej chwili, nie burzyło marnej budowy jego dawniejszych fałszywych argumentów. Dusza jego odpowiadała teraz na podobne pytanie z rzewną prostotą: — „Bóg był, jest i będzie! a bez jego woli świętej i wszechwładnej, nie spadnie nawet włos jeden z głowy człowieka!“





XLIX.

Piotr prócz tego że znacznie spadł był z ciała z czem mu było do twarzy, moralnie prawie w niczem się nie zmienił. Roztargniony jak dawniej zdawał się być wiecznie zajęty czemś wyłącznem. Pomimo dobroci malującej się i niegdyś w jego fizjognomji, co wtedy wszystkich odstręczało: to jego mina nieszczęśliwa i zafrasowana. Obecnie uśmiech zadowolenia nie schodził nigdy z jego twarzy. Rad był że żyje i to go robiło przyjemnym i sympatycznym dla ogółu. Niegdyś był zawsze gotów do zaciętej dysputy. Zapalał się byle czego a drugich słuchał niechętnie. Teraz nader rzadko dał się wciągnąć w jakąś żwawszą sprzeczkę. Pozwalał mówić innym, poznając i zgłębiając częstokroć tym sposobem ich myśli najskrytsze.
Dawniej każde zażądanie od niego pomocy pieniężnej wprawiało go w kłopot największy. Dziś odmawiał bez skrupułu tym, których nie uznawał prawdziwie potrze-