Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jest!... Siedzi w karle w postawie pół leżącej, w futerku aksamitnem, z głową opartą na ręce, o formach klasycznych śnieżnej białości i prawie przeźroczystej. Piersi mu wklęsły, ramiona sterczą, usta ścięte bólem, oczy pałają ogniem gorączkowym, na czole pogłębiają się coraz więcej dwie bruzdy... Twarz ma taką bladą!... Jedna z nóg jego drga nieznacznie. Nataszka wie że to oznacza u niego ból straszny nie do zniesienia, z którym walczy nadaremnie... — Czem jest ten ból?... Czego on doświadcza właściwie?... — pyta w duchu Nataszka... Zauważył jej wzrok w niego wlepiony. Patrzy na nią ponuro i mówi tonem smutnym: — „Wiązać się na resztę życia z kaleką wiecznie chorym i zbolałym, to straszny los!“ — Spoziera na nią tak przenikliwie, jakby chciał czytać w jej duszy... Nataszka odpowiada jak zwykle: — „Tak przecież nie będzie zawsze... książę wyzdrowiejesz zupełnie!“ — Wzrok jego surowy i badawczy, zdaje się pełen rozpaczy i srogich wyrzutów... — „Prawda — przypomina sobie Nataszka — dodałam wtedy i te słowa: — „Być wiecznie chorym byłoby rzeczywiście czemś okropnem i nie do zniesienia“ — on atoli zrozumiał to fałszywie. Jam to do niego stosowała, a on sądził że myślę li o sobie... Wtedy jeszcze pragnął życia i lękał się śmierci!... Powiedziałam bez zastanowienia. Byłabym była powinna zapewnić go najsolenniej, że wolałabym go widzieć ciągle umierającego, niż doświadczać tego żalu ciężkiego i tej śmiertelnej tęsknoty, która mnie teraz ubezwładnia prawie!... Zapóźno już chcieć błąd naprawić... On się nigdy o tem nie dowie!... — W podnieconej wyobraźni odtwarzała na nowo całą scenę, zmieniając w ten sposób roz-