Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mowę: — „Tak to byłoby okropnem dla ciebie książę, ale nie dla mnie. Ty wiesz dobrze żeś wszystkiem dla mego serca. Cierpieć razem z tobą to jeszcze szczęściem prawdziwem dla mnie!... — Zdawało się jej że czuje uścisk jego ręki, że słyszy głos jego powtarzający jej słowa z niewymowną czułością i miłością. — „Kocham cię! kocham nad życie, nad wszystkich i wszystko na świecie!“ — szeptała wplatając kurczowo palce we włosy. Ból jej wtedy zdawał się mniej dotkliwym, a oczy suche dotąd napełniały się łzami słodkiemi... Nagle odzyskała przytomność, pytając się w duchu z przerażeniem, z kim ona tak rozmawiała? Któż to taki? Gdzież on znajduje się obecnie?... Wszystko znikało i zacierało się w jej umyśle, w obec trwogi piekielnej, która ją przenikała, tłumiąc ów wylew uczuć dla zmarłego. I znowu zapadała w zadumę, sądząc że lada chwila rozwiąże zagadkę i przeniknie niezbadaną grobu tajemnicę. Gdy już... już... miała ująć to coś i dowiedzieć się o wszystkiem, wpadła jak kula do pokoju służebna jej matki bez tchu prawie, blada i z rękami rozpaczliwie załamanemi. Wybuchła, nie myśląc jak piorunujące wrażenie wywrą jej słowa na siostrę:
— Proszę iść prędko, prędko do jaśnie pani! Stało się wielkie nieszczęście!... Młodszy jasny nasz panicz Paweł Stefanowicz... zabity!
Głuche łkanie głos jej stłumiło.