Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w jedno ciało niejako tę całę masę wojska i dodając im cokolwiek energji, był i powód drugi uboczny: ich mnogość niezliczona. Ten ogrom według wszelkich praw atrakcji, przyciągał ku sobie pojedyncze i rozstrzelone atomy. Każdy z tych żołnierzów niczego nie pragnął tak szczerze, jak żeby mógł się dostać do niewoli, aby przestać cierpieć te męki jakie znosił obecnie. Chociaż wszyscy korzystali w lot z każdej nadarzającej się sposobności, aby składać broń natychmiast, nie często wydarzała im się podobna gratyska. Przeszkadzała w tem gwałtowność ruchu i wielka ilość wojska. Napadanie i rozbijanie tej massy częściowo było zupełnie bezowocne. Przez sam zbieg najfatalniejszych okoliczności, armja francuzka musiała topnieć i topniała też w oczach niby śnieg marcowy!
Prócz Kutuzowa jednego nie zrozumiał tego położenia, i nie umiał go wyzyskać żaden z rosyjskich jenerałów. Wszyscy wyżsi oficerowie pałali żądzą namiętną gonienia za Francuzami. Chcieli koniecznie przeciąć im drogę, zgnieść i rozgromić. Każdy z osobna żądał pozwolenia na atakowanie Francuzów tu i owdzie. Kutuzow jedynie opierał się temu całą siłą udzielonej mu władzy. Częstokroć jednak nie pomagały i jego zakazy najsurowsze, aby powstrzymać w zupełności owe żądze rozhukane. Jego najbliższe otoczenie spotwarzało starca, szarpiąc jego sławę aż miło! W Wiaźmie nawet jenerałowie Jermołow, Miłoradowicz, Platow i kilku innych, nie mogli wytrzymać żeby nie napaść dwóch pułków francuzkich. Gdy dawali znać Kutuzowowi o swoim zamiarze, posłali mu czysty arkusz papieru zamiast raportu. Stoczono potyczkę mimo najostrzejszego zakazu Kutu-