Przejdź do zawartości

Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

linji. Zgodzenie się Napoleona na wniosek jenerała Mouton, i cofanie się ku granicy jego armji nie dowodzą wcale, żeby on sam był zapragnął tego obrotu. Oddziaływały i na niego jak na resztę armji moce tajemne i niewidzialne, zmuszając do tego kroku.





XXIX.

Gdy Francuzi wchodzili do Rosji, Moskwa wydawała im się „Ziemią Obiecaną“. Obecnie kiedy ich z niej gwałtem wypierano „Ziemią Obiecaną“ była dla nich... własna ojczyzna! Ojczyzna ta jednak była niesłychanie daleko. Człowiek gdy ma przed sobą tysiąc wiorst, zanim znajdzie się u celu podróży, nie myśli już o tem, tylko cieszy się z dnia na dzień, że uszedłszy tyle i tyle wiorst... będzie mógł wypocząć cokolwiek wieczorem. Ów wieczorny spoczynek zakrywa chwilowo przed nim przestrzeń olbrzymią, która stoi między nim a celem podróży, gorąco namiętnie pożądanym. Smoleńsk był pierwszym punktem oparcia, na owej drodze znanej już dokładnie Francuzom. Nie spodziewali się wprawdzie zastać tam świeżych posiłków i pełnych magazynów z żywnością; podtrzymywała jednak ich siły zwątlone nadzieja błoga, że tam wytchną bodaj trochę. To jedynie trzymało ich dotąd na nogach, które ledwie wlekli za sobą zgnębieni i złamani nędzą wszelaką. Po za pierwszą główną przyczyną która ich naprzód popychała, łącząc