Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cichą, nieznaną melodją? — pytał się w duchu nieszczęśliwy, trapiony gorączką.
Aż naraz zaczynał myśleć porządnie i z dziwną jasnością pojęcia tego wszystkiego co go otaczało.
— Tak, tak, miłość — mówił sobie. — To najważniejsze z przykazań Bożych!... Nie miłość namiętna, samolubna, ale ta, którą uczułem po raz pierwszy w życiu, gdy zobaczyłem obok siebie, mego najcięższego wroga, z nogą odciętą, ginącego, a uczułem dla niego tylko litość, przebaczenie i... miłość braterską!... To jest wyższy stopień doskonałości zbliżający nas do Bóstwa; uczucie, które dziś doświadczam! Kochać bliźniego, jak siebie samego, kochać nawet nieprzyjaciół, to znaczy kochać Boga prawdziwie, we wszystkich jego objawieniach!... Kochać kogoś nam drogiego i miłego, to uczucie czysto ziemskie, ale kochać wroga, to prawie miłość Boska... To było powodem mojej radości, gdym się przekonał, że kocham na prawdę, tego tam człowieka... Gdzież on jest teraz? Czy żyje i cierpi tak jak ja?... Miłość ziemska zmienia się częstokroć w nienawiść, ale miłość Boska jest nieśmiertelną... Iluż ja ludzi nienawidziłem w życiu?... Czyż i „jej“ nie ukochałem był zrazu nad wszystko i wszystkich na świecie, a później znienawidziłem najstraszliwiej?...
Stanęła przed nim Nataszka. Nie tyle go jednak zajmywały w tej chwili jej wdzięki i czar od niej wiejący. On starał się przeniknąć jej duszę. Pojmował ile w niej było bólu, wstydu i żalu gorzkiego. Wyrzucał sobie srogość okrutną, nieubłaganą, że mógł z nią zerwać. — Gdybym ją raz jeszcze zobaczył, spojrzał w te jej