Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mglistą, nieokreśloną, której nogi cokolwiek podniesione, wydały jej się w pomroku ramionami, zdawało się jej że widzi coś tak potwornego, iż stanęła jak wryta, zdjęta strachem zabobonnym. Za chwilę jednakże popychana jakąś siłą niewidzialną, szła dalej. Postępując najostrożniej w świecie, stanęła w środku izby, zarzuconej najrozmaitszemi rupieciami. W kącie przeciwległym leżał rozciągnięty na ławce Tymotkin, ranny również w nogę pod Borodynem. Doktor i służący Andrzeja spali na ziemi, na sianie. Sługa podniósł się pierwszy, mrucząc coś z cicha. Tymotkin nie spał również, nie śmiał jednak odezwać się, nie śmiał się ruszyć, wlepiając wzrok przerażony w to dziwne nocne zjawisko, młodej dzieweczki, w spódniczce, boso i w białym kaftaniczku. Słów kilka wymówionych przez sługę: — „Kto tam? Czego panna sobie życzy?“ — skłoniły Nataszkę do przyspieszenia kroku. Stanęła nad łóżkiem Andrzeja. Jakkolwiek strasznem mogło być to ciało rannego, ona go widzieć musi. W tej chwili świeca błysnęła jaśniej i w krągu jej światła migocącego, zobaczyła Andrzeja najdokładniej, takim, jakim go znała od dawna. Ręce białe, prawie przeźroczyste, o kształtach prześlicznych, arystokratycznych, złożył na krzyż, na kołdrze pąsowej adamaszkowej. Wydał jej się tylko o wiele młodszym i stokroć piękniejszym. Twarz mu pałała rumieńcem gorączkowym, patrzał na nią wzrokiem dziwnie rozpromienionym i rozanielonym szczęściem nadziemskiem. Jego cienka i delikatna szyja jak u dziecka, odznaczała się, uderzając klasyczną pięknością linji, z pod odwiniętego kołnierzyka u koszuli. Wszystko nadawało mu wyraz słodyczy i szcze-