Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Któż go ugasi? — spytał teraz tonem uroczystym stary Daniel.
— Tak moi kochani, pali się Moskwa, nasza święta matuszka! nasza gołąbka o śnieżno-białych murach.
Głuche łkanie głos mu stłumiło. Jakby czekano tylko na potwierdzenie tej smutnej pewności, aby zrozumieć straszne znaczenie łuny złowrogiej na widnokręgu, wyrwały się z wszystkich piersi jęki i skargi żałośne.





XLVIII.

Stary kamerdyner poszedł uwiadomić hrabiego Rostowa, że Moskwa płonie. Ten zerwał się na równe nogi, a zarzuciwszy na prędce szlafrok na siebie, wyszedł przed dom w towarzystwie Sonii i pani Schoss, które nie były się jeszcze porozbierały. Z matką została tylko jedna Nataszka. Paweł rozłączył się z rodziną, dążąc w stronę Trojska aby odszukać tam swój pułk. Hrabina zaczęła rzewnie płakać na wieść o pożarze Moskwy. Nataszka tymczasem, siedząc na ławce w kącie izby przed Ikonostasem, nie słyszała prawie słów ojca. Jej brzmiały dotąd w uszach i w sercu jęki nieszczęśliwego adjutanta Rajewskiego, które jej tamtej nocy spać nie dały.
— Ah! cóż za straszny widok — wpadła Sonia z głośnym okrzykiem. — Zdaje się, jakby całe miasto pło-