Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ferworem swemu rotmistrzowi, że huzary würtembergscy chcą się koniecznie wpakować z końmi do stajni przez nich zajętej poprzednio. Ramballe kazał natychmiast zawołać wachmistrza, pytając surowo do jakiego pułku należy, i jak śmie rościć sobie prawa do ubikacji, zajętych przez francuzkich dragonów? Niemczysko prawie nie rozumiał po francuzku. Bełkotał przestraszony tłumaczenie niemieckie, upstrzone gdzie niegdzie jakiemiś niemożliwemi wyrazami, raczej chińskiemi niż francuzkiemi. — „Że pułkownik wysłał go na tę ulicę jako furjera, i kazał ponaznaczać kredą wszystkie domy“. Piotr umiejąc dobrze i po niemiecku, służył im obu za pośrednika. Würtembergczyk dał się w końcu przekonać, i ustąpił pierwszy z placu.
Gdy rotmistrz wrócił, wyszedłszy na chwilę do swoich ludzi z jakiemś poleceniem, zastał Piotra z łokciami na stole i z głową w dłonie schowaną. Twarz jego wyrażała wielkie cierpienie. Jakkolwiek było dla niego niesłychanie bolesnem, oddanie Moskwy Francuzom bez wystrzału; jakkolwiek napełniało go to goryczą; cierpiał nie z tego powodu, że Moskwę zdobyto i szczęśliwi zwycięzcy rozgospodarowują się w niej, jakby byli u siebie, (osłaniając i jego w dodatku swojem skrzydłem opiekuńczem,) ale cierpiał jeszcze bardziej, czując swoją własną słabość. Kilka szklanek dobrego wina, kilka górnolotnych frazesów, tego poczciwego i wesołego Francuzika, wystarczyły aby rozwiać w jego umyśle przedsięwzięcie tak silne na pozór, nad którem dumał ponuro, układając je w głowie szczegół po szczególe. Obecnie nic prawie nie pozostało z tego całego budynku. Gdzieś