Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prochu przed Tobą“ — zobaczył w tych wszystkich fizjognomjach odbite uczucie dziwnie podniosłe, takie same, jakie miał ów wieśniak pod Mozajskiem, gdy wymawiał te proste, a tak wiele znaczące słowa:
„Widziałem ja dziś co innego, niż żołnierzy... widziałem cały tłum chłopstwa, który naprzód pędzono, niby trzodę bydła... Teraz tam wszystko jedno... chłopstwem chcą ich odepchnąć. Trzeba bo z nimi zrobić jakiś koniec!“...
Nagle tłum cały rzucił się w tył, przygniatając Piotra swoim nawałem. Czoła jeszcze się niżej pochyliły, zaczęto bić się w piersi jeszcze silniej i wzdychć na umor. Jakiś dostojnik zbliżał się widocznie. Można było osądzić znaczenie jego, po szybkości gorączkowej, z jaką się tłum przed nim cofał. Był to Kutuzow, który wróciwszy z Tatarynowa, gdzie oglądał teren i przygotowania do bitwy jutrzejszej, szedł prosto do obrazu. Kołysał się z nogi na nogę, mocno znużony i przygarbiony. Zatrzymał się, przeżegnał się machinalnie trzy razy, skłonił się ręką prawie do samej ziemi, westchnął ciężko i pochylił siwą głowę. Za nim szedł Bennigsen i reszta sztabu głównego. Mimo obecności głównodowodzącego, która zajęła wyłącznie jenerałów, prości żołnierze i chłopstwo, nie przestali modlić się dalej z całą żarliwością. Po modłach skończonych, Kutuzow upadł na kolana, dotknął się czołem ziemi kilkakrotnie, a potem nie mógł się biedak dźwignąć i ledwie adjutanci zdołali starca niedołężnego postawić nazad na nogi. Gdy wstał nareszcie, wydął usta na wzór dzieciaków nastawiających