Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie pojmuję doprawdy co ci ludzie sobie myślą? — zżymnęła niecierpliwie ramionami hrabina, zwracając się do męża. — Dotąd nikt z niczem nie gotów, nikt nie wydaje żadnych rozkazów! Wielka szkoda, żeś nie kazał przyjechać z wozami Mitence! — Hrabia miał już jakieś ostre słówko na języku, wolał jednak wyjść z pokoju, niż zrobić przykrość swojej najukochańszej, biednej żoneczce.
Wtedy zastąpił mu drogę Berg namacawszy węzełek na chustce zawiązany.
— Mam wielką prośbę do tatki kochanego.
— Do mnie?
— Nie inaczej... Przechodząc przed chwilą przed pałacem Jussupowa, dopędził mnie jego kamerdyner, biegnąc galopem, aby mnie namówić do kupienia coś z mebli. Prześliczne rzeczy i za bezcen! Wszedłem przez ciekawość i zobaczyłem cacko! szyfonierkę!... Tatko przypomni sobie zapewne, że Wieruszka bardzo pragnęła podobnego mebelku do swego budoaru, i nawet posprzeczaliśmy się byli trochę z tego powodu. Żeby tatko wiedział jaka prześliczna szafeczka! Z hebanu cała wykładana złotem, srebrem i perłową macicą... z mnóstwem szuflad i szufladeczek; dwie nawet skrytki, otwierające się za pociśnięciem główki złotej w jednej rozetce, któremi szafka jest przyozdobiona... Takbym rad zrobić jej tem miłą niespodziankę! Kręci się mnóstwo chłopów na dziedzińcu... Pozwól mi tatko wziąć dwóch, dam im za to suty napiwek...
Hrabia brwi zmarszczył.