Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rza i św. Anny, z wstęgą na szyi, zajmywał dotąd stanowisko nader wygodne, bezpieczne i przynośne, przy dowódcy drugiego korpusu armji rosyjskiej. Wpadł był do Moskwy przed kilku dniami, właściwie nie mając tam nic do roboty. Skoro jednak zauważył, że tak inni robią, i on prosił o urlop „w interesach familijnych“, i przybył zobaczyć co się w Moskwie dzieje. Zajechał na dziedziniec w eleganckim kabryolecie, zaprzężonym parą prześlicznych rysaków, kupionych za bezcen od zbankrutowanego księcia D. (którego spoił był wpierw należycie). Wysiadając zawiązał węzełek na cieńkiej, wytwornej, śnieżnej białości, batystowej chusteczce do nosa. Wpadł następnie jak bomba do salonu, rzucił się na szyję „tatkowi najdroższemu!“ — ucałował szarmancko ręce obie Nataszce i Soni, wypytując się najtroskliwiej o zdrowie: — „najukochańszej mateczki!“
— Eh! kto tam teraz ma czas myśleć o zdrowiu? — odrzucił hrabia tonem kwaśnym i zniecierpliwionym. — Wolałbyś opowiedzieć nam co się dzieje z wami!... Gdzież nasza armja? Czy stoczą bitwę pod Moskwą?
— Bóg raczy wiedzieć? — Berg wzruszył miłosiernie ramionami. — Armję naszą ożywia ciągle duch bohaterski, a dowódzcy naradzają się bez ustanku... Dotąd atoli nie wiadomo nikomu z nas, na co się właściwie zdecydowali. Mogę tylko zapewnić tatkę kochanego ogólnikowo, że nie ma w mowie ludzkiej słów dość dosadnych, aby odmalować wiernie zapał rycerski, którym jest przejęte wojsko rosyjskie, i czego dało dowody w bitwie pod Borodynem! Powiem to jedno drogiemu tatkowi — trzepał dalej, uderzając dłonią o pierś naprzód wydaną