Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stawiając wszystko na Boską opatrzność. Niech rząd troszczy się o rannych. Cóż nam do tego? Patrz tam, naprzeciw nas... U Łopuszkinów, zabierają wszystko z pałacu do ostatniego krzesełka. Tak czynią ludzie rozsądni, my zaś działamy wiecznie po głupiemu! słuchając li serca, a nigdy nie radząc się rozumu... Ulitujże się choć raz nad naszemi dziećmi biednemi, jeżeli ja już nic u ciebie nie znaczę!
Wybuchnęła płaczem spazmatycznym, a hrabia wybiegł z pokoju zrozpaczony, z głową spuszczoną, jak zbrodniarz najgorszy.
— O cóż to idzie tatku? — spytała Nataszka, wśliznąwszy się tuż za ojcem do matki pokoju.
— Wcale nic... i zresztą to do ciebie nie należy!
— Ależ słyszałam wszystko! Dlaczegóż mama niechce pozwolić?
— Nie wtykaj nosa gdzie nie trzeba!
Odburknął ojciec szorstko, rozdrażniony do najwyższego stopnia.
Nataszka usunęła się w okna framugę, z minką wielce zafrasowaną:
— Tatku! — nagle zawołała — Berg przybył.





XXXIII.

Zięć Rostowów Berg, obecnie pan pułkownik, udekorowany w dodatku dwoma krzyżami: św. Włodzimie-