Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W takim razie, trzeba będzie przynajmniej trzech pak na same kobierce! — mruknął gniewnie kamerdyner.
— Tylko chwilkę cierpliwości. — Nataszka strzepnęła rękami. — Te naprzykład skorupy fajansowe, powyjmujemy. A zaś saską porcelanę, umieścimy pomiędzy kobiercami.
— Zostaw nas Nataszko! — Sonia zaczynała się niecierpliwić. — Zrobimy to wszystko bez ciebie.
— Co też panna hrabianka z nami wyrabia! — załamał ręce kamerdyner.
Pomimo tych wszystkich perswazji, Nataszka postawiła na swojem. Powyrzucała stare, nic nie warte kobierce, zostawiła na boku serwis codzienny fajansowy, również bez wartości, zaczęła spiesznie pakować wszystko na nowo. Dzięki temu, co tylko większą wartość przedstawiało, zmieściło się rzeczywiście w dwie duże skrzynie. Nie można tylko było w żaden sposób zamknąć wieka w tej, gdzie były kobierce spakowane. Nataszka nie dając za wygranę, tak długo manipulowała, każąc naciskać z całej siły kamerdynerowi jak i bratu, nareszcie i sama na skrzynię wyskoczyła, że w końcu wieko domknięto.
— Hurra! — krzyknęła uszczęśliwiona tem zwycięztwem.
W mgnieniu oka, zyskawszy teraz uznanie i ufność ogólną, wzięła się do pakowania innych rzeczy. Nawet ojciec uznał jej wyższość i nie sprzeciwiał się niczemu, skoro mu zapowiedziano, że tak sobie życzy hrabianka Natalja. Nie wszystko jednak, mimo że ogólnie wzięto się do pracy, mogło być przed nocą upakowane. Hrabstwo