Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dając własny swój ekwipaż na drogę i że on ci na wyjezdnem powierzył jakieś ważne dokumenta. Mam dla ciebie hrabio szczerą życzliwość. Jesteś o wiele młodszym odemnie. Przyjmże jakby od ojca zdrową radę, którą ci daję. Zerwij wszelkie stosunki z tymi ludźmi i opuść miasto jak najprędzej.
— O cóż właściwie oskarżają Kluczarewa? — spytał Piotr.
— To do mnie należy a nie do ciebie hrabio! — odburknął szorstko Roztopczyn.
— Obwinili go, jakoby miał rozrzucać po mieście proklamacje Napoleona, ale tego mu nie dowiedziono — mówił Piotr dalej nie podnosząc oczu od posadzki. — A cóż będzie z młodym Wereszczaginem, panie gubernatorze?...
— Macież teraz! — Roztopczyn przerwał mu w najwyższem uniesieniu. — Wereszczagin jest zdrajcą po prostu i otrzyma co mu się słusznie należy! Ciebie zaś panie hrabio nie po to zawezwałem, żebyś osądzał moje czyny, tylko chcąc cię przestrzedz po przyjacielsku, żebyś ztąd się oddalił jak najprędzej, zrywając wszelkie stosunki z takimi Kluczarewami i całą tą szajką łotrowską! — Spostrzegł się, że przemawia nadto gwałtownie do człowieka najniewinniejszego pod słońcem, uścisnął zatem dłoń Piotrowi, zmieniając ton nagle. — Jesteśmy w przededniu strasznej klęski narodowej, nie mam więc czasu prawić grzecznostek tym wszystkim, którzy mają ze mną do czynienia. Głowa mi pęka! Cóż myślisz zrobić ze sobą kochany hrabio.