Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXVIII.

Na tem stanął był adjutant w swojem opowiadaniu, gdy zaproszono Piotra do gabinetu pana gubernatora. Roztopczyn chmurny, z brwiami groźnie ściągniętemi, tarł czoło i oczy w chwili gdy wchodził Piotr do niego.
— Ah! witamy cię, rycerzu niezwalczony! — zawołał Roztopczyn tonem sarkastycznym. — Słyszeliśmy o dokazywanych przez ciebie hrabio cudach waleczności!... Obecnie jednak nie o tem chcę mówić z tobą hrabio... Jesteś masonem, czy nie? Chciej mi hrabio odpowiedzieć kategorycznie — spytał surowo wprawdzie, z taką jednak miną, jakby był gotów wszystko przebaczyć, byle grzesznik okazał cokolwiek skruchy.
Piotr milczał.
— Wiem o wszystkiem jak najdokładniej hrabio kochany. — I to mi jednak wiadomo, że są rozmaici masoni... Spodziewam się, że ty hrabio nie należysz do rzędu tych, którzy pragną zguby Rosji pod pozorem że tym sposobem zbawiliby ludzkość całą.
— Tak, ekscelencjo, jestem masonem — Piotr odpowiedział.
— A więc wiadomo ci zapewne mój drogi, że panów Sperańskiego i Magnickiego wysłano... domyślasz się gdzie? z Kluczarewem i jeszcze kilku innymi, których celem było zbudowanie świątyni Salomona, a zburzenie świątyni... w własnej ich ojczyźnie! Pojmujesz przecie, że nie byłbym odsunął od obowiązków dyrektora poczt, gdybym go nie był uznał człowiekiem niebezpiecznym dla ustroju państwowego. Wiem, żeś mu ułatwił podróż,