Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wieczora. Nawet gracze zawzięci powyłazili ze swojej kryjówki, oddając jej tysiączne usługi i strojąc do niej w najlepsze koperczaki. Widząc się tak otoczoną kwiatem dorodnej młodzieży, niemeczka promieniała radością, mimo trwogi śmiertelnej, która nią wstrząsała ilekroć ustawało chrapanie małżonka i zachodziła obawa, że gotów się obudzić.
Łyżeczka była jedna jedyna, za to cukru mieli w obfitości. Ponieważ topniał na spodzie szklanek bardzo wolno, zadecydowano, że Marja Henrykówna, będzie każdemu mięszała herbatę ową łyżeczką po kolei. Rostów dostawszy swoją szklankę, wlał rumu i podał niemeczce.
— Ależ nie włożyłeś wcale cukru Mikołaju Stefanowiczu — zaśmiała się figlarnie.
— Nie potrzebuję cukru — odrzucił szarmancko. — Wyda mi się dość słodką, skoro pani raczy ją zamieszać, swoją śliczną rączką.
Niemeczka chętnie na to przystała oglądając się za łyżeczką, którą tymczasem przywłaszczył był sobie jeden z oficerów.
— Niema łyżeczki?... Nic nie znaczy! Będzie jeszcze słodszą, jeżeli pani zamieszasz ją swoim różowym paluszkiem.
— Ależ to war! — zaprotestowała niemeczka, cała zarumieniona z nadmiaru szczęścia.
Ilin porwał cebrzyk pełen wody, wlał w niego kilka kropli rumu i postawił przed nią.
— Oto moja filiżanka — wykrzyknął — włóż w nią tylko twoją rączkę królowo, a wypiję co do kropli.