Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i głowę spuścił jeszcze niżej. Car wrócił na salę balową, gdzie jeszcze zabawił z pół godziny.
Borys dowiedziawszy się pierwszy, dzięki szczególnemu trafowi o przejściu przez Niemen wojsk francuzkich, skorzystał z tego szczęśliwego zbiegu okoliczności, dając nie dwuznacznie do zrozumienia, kilku matadorom, stojącym najwyżej w hierarchji dworskiej, że tylko mówić mu o tem nie wolno, ale wie o wiele więcej od nich wszystkich. Tym sposobem urósł o drugie tyle w ich mniemaniu.
Ta wiadomość była istnem uderzeniem piorunu. Dostać coś podobnego wśród balu i po całym miesiącu nadaremnego czekania na wypowiedzenie urzędowe wojny, to nie dziw, że wydało się carowi czemś nie do uwierzenia. Car pod pierwszem wrażeniem piorunującem i w pierwszem gwałtownem oburzeniu znalazł i wypowiedział ów frazes, który później, stał się sławnym i przeszedł do historji. Chętnie go też potem powtarzał niejednokrotnie, ponieważ frazes ten oddawał i malował wiernie uczucia, które serce mu rozpierały. O drugiej po północy wróciwszy do siebie, posłał po swojego sekretarza Szyszkowa, dyktując mu rozkaz dzienny do armji i pismo do marszałka księcia Sołtykowa. W obu pismach wyrażał stałe postanowienie, w tych samych słowach, których użył był najpierw do Bałakowa — „nie zawrzeć i nie przyzwolić na pokój, póki ostatni Francuz nie opuści Rosji terytorjum“.
Następnie napisał własnoręcznie do Napoleona, list tej treści:
„Panie Bracie, dowiedziałem się wczoraj, że pomimo