Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziewał się widocznie, że go car obdarzy jakiem słowem. Po tym ruchu ministra wojny, Borys zrozumiał, że zazdrosny o Bałakowa, że ma żal do niego, dla czego jemu pierwszemu szczęście posłużyło donieść carowi, o czemś bardzo ważnem? Gdy o nim zupełnie zapomniano, poszedł za tamtymi do ogrodu, trzymając się w odległości jakich dwudziestu kroków. Dysząc z gniewu bezsilnego, rzucał w około wściekłe spojrzenia.
Borys dręczony chęcią niepohamowaną dowiedzenia się najwcześniej z całego towarzystwa, jaką to ważną wiadomość przyniósł carowi Bałakow? szepnął na ucho Helenie, że idzie poprosić hrabinę Potocką na vis à vis, do figury mazurowej, która tylko co była wyszła na terasę. W chwili gdy i on stanął w drzwiach od ogrodu, zatrzymał się nagle jakby wrósł w posadzkę, wracali bowiem car z Bałakowem. Udał jakoby nie miał już czasu usunąć się na bok, tylko ile możności przytulił się do drzwi skłaniając głowę z najwyższem uszanowaniem. Usłyszał Aleksandra mówiącego z rozdrażnieniem, jak ktoś, komuby wyrządzono zniewagę osobistą.
— Wejść w granice Rosji wcale wojny nie wydawszy. Nie przyjmiemy i nie zawrzemy pokoju, póki jeden jedyny nieprzyjaciel, nie opuści państwa naszego. — Borysowi zdawało się, że car wymawia te słowa z pewnym naciskiem i z zadowoleniem wewnętrznem. Cieszyło go widocznie, że myśl swoją potrafił oddać tak patetycznie. Jednocześnie atoli irytowało cara, że go podsłuchano przedwcześnie. — Nikt o tem wiedzieć nie powinien — dodał marszcząc brwi groźnie. Borys pojął, że te słowa stosują się li do niego. Przymknął oczy