Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

listy, jego papiery. Amelja będzie swoim ziomkom robiła honory w Boguczarewie, będzie z nimi czas trawiła najprzyjemniej, a mnie wyznaczą zapewne jaki kącik najgorszy, najciaśniejszy... Żołdactwo zbezcześci świeży grób ojca mego, aby zrabować jego gwiazdy i krzyże... Będę zmuszona słuchać ich przechwałek, co do mnogich zwycięztw odniesionych nad armją rosyjską... W obec mnie będą udawali kłamliwe współczucie...
Oto jakie myśli rozpierały mózg księżniczki Marji, która wśród tak fatalnego zbiegu okoliczności, przejmywała się mimowolnie uczuciami i zapatrywaniem się na te sprawy, ojca zmarłego i brata żyjącego. Czyż ich w tej chwili nie reprezentuje w Boguczarewie? Czyż nie powinna tak postąpić, jak oni by postąpili w danym wypadku? Gdy tak starała się z największym wysiłkiem zdać sobie sprawę dokładną z obecnego położenia, opanowały ją na nowo z całą gwałtownością, wymogi od życia nieodłączne. Sądziła, że po śmierci ojca, wszelkie ziemskie uczucia, staną się dla niej obojętnemi i wygasną w jej duszy. Przekonywała się jednak, że trzeba myśleć o sobie, trzeba się troszczyć i walczyć o przyszłość. Zaczynała nawet uczuwać ochotę do życia.
Rozgorączkowana, zaniepokojona, badała po kolei starego Tykona, budowniczego i wójta. Z tych jednak żaden nic nie słyszał o Francuzach, nie mógł jej więc powiedzieć dokładnie, czy Amelji wiadomości są prawdziwe. Budowniczy, prawie zidjociały i wiecznie zaspany, uśmiechał się tylko bezmyślnie i głupkowato, odpowiadając ni w pięć ni w dziewięć na jej pytania. Przez lat piętnaście spędzonych na służbie u księcia