Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W liście? — starzec nie dał mu skończyć. — Ah! tak, tak!... coś sobie przypominam... — twarz mu nagle spochmurniała. — Prawda! pisze... że Francuzów gdzieś pobito... nad jakąś rzeką... nie pamiętam dokładnie nad którą!
Desalles spuścił oczy:
— O tem książę Andrzej nic nie pisze — szepnął.
— Nie pisze?... Przecie sobie tego z palca nie wyssałem! — rzucił się starzec niecierpliwie.
Po tych słowach zapanowało głuche milczenie.
— No i cóż Michale Iwanowiczu? — zainterpelował nagle budowniczego. — Wytłumacz że mi jak myślisz tym razem złemu zaradzić?
Budowniczy nie dał sobie tego dwa razy powtórzyć. Zaczął szeroko i długo o planie rozmawiać. Książę słuchał go przez chwilę, nareszcie zerwał się i wyszedł, rzuciwszy na córkę i Desallesa wzrokiem gniewnym.
Księżniczka Marja wyczytała w twarzy Desalles’a zdziwienie niesłychane. Nie śmiała jednak ani go spytać wprost o przyczynę, ani pokusić się sama o rozwiązanie zagadki. Ów sławny list leżał zapomniany na gierydonie. Budowniczy wrócił po niego w ciągu wieczora. Oddała mu list Marja, pytając, mimo że była bardzo zażenowaną tem pytaniem, co robi obecnie jej ojciec?
— Rzuca się i gniewa jak zwykle! — odpowiedział budowniczy, z uśmiechem lekko ironicznym, choć z głową kornie schyloną. Marja śmiertelnie pobladła. — Bardzo go zajmuje nowy projekt budowli... czytał trochę, a teraz przewraca wszystko do góry nogami w biurku... chce prawdopodobnie napisać testament...