Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zachorował bowiem i przez ten cały czas nie opuszczał swego pokoju.
Księżniczka Marja zauważyła z najwyższem zdziwieniem, że Bourrienne nie była teraz wcale wzywana. Starzec nie przyjmował usług — od nikogo, prócz od jednego kamerdynera Tykona.
Po tygodniu wyzdrowiał, i zaczął żyć dawnym trybem. Zajmywał się z całą gorliwością stawianiem nowych budynków i upiększaniem ogrodu. Stosunek atoli nadto poufały, między księciem a Francuzką, ustał odtąd najzupełniej. Zawsze szorstki i bez miłosierdzia w obec córki zdawał się chcieć przemówić:
— Spotwarzałaś mnie przed Andrzejem, poróżniłaś z nim z powodu tej Francuzki, a teraz widzisz, że nie potrzebuję nikogo, ani ciebie, ani jej.
Księżniczka spędzała większą część dnia z małym Mikołkiem. Była przytomną lekcjom, udzielanym mu przez Desalle’a, i sama uczyła go niektórych przedmiotów. Resztę czasu poświęcała czytaniu, rozmawiała ze starą „nianią“ i pielgrzymami, którzy zakradali się do niej jak i dawniej bocznemi schodkami.
Romyślała o wojnie, jak to zwykłe czynić kobiety. Lękała się o brata, ubolewała nad dzikością ludzi, którzy gorsi od wilków mordują się nawzajem, nie przykładając jednak do tej wojny większej wagi, niż do tych, które już były minęły. Desalle, śledzący bacznie obroty i marsze obu armji, dzielił się z nią kiedy niekiedy swojemi uwagami i tłumaczył, jak on się zapatruje na te sprawy niesłychanej według niego doniosłości. Pielgrzymi z drugiej strony, opowiadali jej rzeczy niestwo-