Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do tego pretensje, car nie mógłby odpowiedzieć na takie niewczesne pytanie, pochód bowiem naszej armji stosuje się do ruchów nieprzyjaciela, a ilość żołnierzy, tu i owdzie rozłożonych, do wymogów obrotów strategicznych...
— Nie pora teraz na czcze dyskusje; trzeba działać — zawołał ktoś drugi. Była to osobistość mocno podejrzana; nicpon, hulaka czystej krwi, którego niegdyś Piotr często spotykał, gdzie tylko szło o najgorszą rozpustę. I jego atoli mundur stanowy, przemienił najzupełniej...
— Wojna przeniosła się na terytorjum rosyjskie — perorował ów jegomość dalej z najwyższym patosem. — Wróg ciągnie aby zniszczyć nasz kraj, zbezcześcić groby naszych ojców, aby powlec w niewolę ohydną nasze żony i dzieci — tu mówca uderzył się w pierś z całej siły. — Powstaniemy wszyscy jak jeden mąż i pójdziemy bronić naszego cara, naszego ojca!... My prawowierni Moskale, nie oszczędzamy naszej krwi gdy idzie o obronę naszej świętej wiary, naszego monarchy i naszego kraju!... Jeżeliśmy dzieci rodzone, a nie pasierby, naszej ojczyzny ukochanej, odrzućmy precz czcze i niedorzeczne marzycielstwo... Pokażmy Europie, co znaczy Rosja i na co zdobyć się potrafi.
Mówcę oklaskiwano z zapałem, a Rostow był znowu pierwszym między tymi, którzy mu okazywali swoje zadowolenie.
Piotr radby był również zamanifestować czemkolwiek, że i on gotów jest do wszelkich ofiar, tylko wpierw jest niezbędnem poznać stan rzeczy, aby módz złemu zaradzić skutecznie. Nie dopuszczono go więcej do sło-