Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

najpożyteczniejszemi. Przypuszczam, że sam monarcha, byłby mocno niezadowolony, znajdując w nas tylko właścicieli chłopstwa, którzy są gotowi oddać poddanych razem z sobą... niby trzodę na rzeź. Nas przecie wezwano, abyśmy radzili, w jaki sposób możnaby najskuteczniej dopomódz ojczyźnie zagrożonej.
Kilku świadków tej mowy ulotniło się natychmiast. Przestraszała ich zbytnia śmiałość wyrażeń i uśmiech pogardliwy, którym senator odpowiedział jedynie na gwałtowny wylew uczuć ze strony Piotra. Rostow przytakiwał i tu głową; było to bowiem jego chwalebnym zwyczajem, podzielać zawsze zdanie tego, który mówił na ostatku.
— Zanim roztrząśniemy tę kwestją należycie — Piotr mówił dalej — powinniśmy poprosić monarchę z należnem uszanowaniem, aby raczył nas obznajomić dokładnie, ile tysięcy liczy nasza armja, w jakim stanie zdrowotnym znajdują się nasi żołnierze, i w ogóle...
Nie dopuszczono go do skończenia mowy. Ze wszystkich stron napadnięto nań z największą gwałtownością Między napastnikami, odznaczał się namiętną zjadliwością, niejaki Stefan Stefanowicz Andraszkin, codzienny Piotra partener w klubie do gry w bostona. Przy stoliku zielonym był to najmilszy, najspokojniejszy towarzysz. Dziś atoli, czy to w skutek munduru na grzbiecie, czy że rozdrażniła go rzeczywiście mowa Piotra, nie mówił, ale krzyczał prawie, gniewem uniesiony.
— Muszę zwrócić najprzód na to uwagę panów, że nie przysłuża nam prawo prosić monarchę o coś podobnego. A choćby nawet szlachta mogła sobie rościć