Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

duchu, co też przyszłość ponura i beznadziejna, może jej jeszcze przynieść? Starała się usilnie, aby nie być nikomu ciężarem. O swoich osobistych przyjemnościach nie myślała zupełnie. Trzymając się zdala od wszystkich swoich, czuła się jeszcze najswobodniejszą z młodszym bratem Pawełkiem. Ten swoją dziecinną pustotą potrafił ją nawet czasem rozśmieszyć i rozweselić. Prawie z domu nie wychodziła; z tej zaś garstki nielicznej, odwidzających ją, Piotr jedynie był jej pożądanym i wzbudzał w niej sympatją. Trudno bo było postępować z równą czułością, taktem i delikatnością w obec niej, niż to czynił hrabia Bestużew. Odczuwała to instynktowo, nie zdając sobie nawet sprawy dokładnej, czem to się dzieje? Ma się rozumieć, że to przyczyniało się wielce, do uprzyjemnienia jej każdej chwili z nim spędzonej. Nie była mu nawet wdzięczną za to. Była przekonaną, że dobroć trochę bezmyślna i mimowolna, jest wrodzoną u Piotra, nie dowodzi zatem żadnego czulszego do niej przywiązania. Spostrzegła w nim jednak kiedy niekiedy, niby lekki odcień zmieszania i zaniepokojenia, szczególniej, gdy rozmowa brała obrót mogący wzbudzić w sercu Nataszki bolesne wspomnienia. Wtedy przypisywała to jego dobremu sercu i nieśmiałości. Nie wspomniał jej więcej o uczuciach, których wyznanie wymknęło mu się prawie bezwiednie i mimowolnie, w chwili niezwykłego wzruszenia. Nie przywiązywała do nich większego znaczenia, biorąc po prostu owe słowa za chęć poczciwą i dobroduszną, uspokojenia jej skrupułów i wyrzutów sumienia, jak się uspokaja dziecko płaczące cukierkami. Ani jej przez myśl nie przeszło, żeby to mogło