Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszelkiej rozrywki. Nie bywała ani na balach, ani w teatrze, lub na koncertach, a gdy się uśmiechała, to tak jakoś smętnie, że czuło się łzy po za tym bladym uśmiechem. Śpiewać nie mogła zupełnie! Dławiły ją łzy, skoro pierwsze tony z piersi wydobyła, łzy skruchy, łzy żalu, łzy spowodowane wspomnieniem tych chwil niepowrotnych, w których czuła się tak czystą i niewinną! Zdawało się jej, że śpiew i uśmiech każdy profanują niejako jej boleść głęboką! Co się tyczy zalotności, z tą wzięła rozbrat zupełny. Wszyscy mężczyźni byli jej teraz tak obojętni, jak stary trefniś rodziców, ochrzczony Anastazją Iwanówną. Tak utrzymywała i tak było rzeczywiście. Uczucie wewnętrzne wstrzymywało ją od wszelkich światowych rozrywek. Nie mogła już w sobie odszukać, owych tysiącznych zajęć i pragnień życia swobodnego, bezmyślnego, młodej dzieweczki. Cóż by nie była dała za to, żeby módz żyć aby dzień jeden, jedyny, tak wesoło i swobodnie, jak jej przeszła była cała jesień przeszłoroczna spędzona rozkosznie w towarzystwie brata Mikołaja w Otradnoe. Ku niemu, ku temu bratu ukochanemu, rwało się jej serce z tęsknotą niewypowiedzianą. Niestety! owa przeszłość świetlana, nie wróci się już dla niej nigdy! nigdy!... nie omyliło jej wtedy, dziwne, nieokreślone przeczucie. Skończyło się na zawsze, z jej dziecięcą swobodą, z jej pragnieniami czegoś wyższego, jakichsić rozkoszy nieznanych. A jednak trzeba było dalej wegietować.
Zamiast wmawiać w siebie, jak to dawniej czyniła, że jest lepszą od innych, znajdywała w tem właśnie zadowolenie, upokarzać samą siebie. Pytała się nieraz w