Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyniesione z apteki, pudełeczko po półtora lub dwa ruble, zaraz stan jej się polepszy, to przecież jest niewątpliwem.
Cóż byłoby się stało z Sonią, hrabiną i hrabią Rostowem, gdyby byli zmuszeni założyć ręce i pozostać bezczynnymi, zamiast wypełniać ściśle przepisy lekarskie? Jakąż rozkoszą było to dla nich, jakąż osłodą w cierpieniu, pamiętać co godzina o czemś innem przepisanem i niezbędnem dla chorej. Błagać ją prawie na klęczkach, to o spróbowanie kotlecika z kury, to kawałka sarniny pieczonej, to o połknięcie dla odmiany parę łyżek jakiej wstrętnej mikstury.
Jakżeby inaczej mógł był istnieć jej ojciec i nie uledz trawiącemu go niepokojowi o pieszczoszkę najukochańszą, gdyby nie był w zgodzie z własnem sumieniem, poświęciwszy dotąd tysiące rubli na lekarzy i aptekę, i gdyby nie mógł sobie powiedzieć, że gotów poświęcić drugie tyle, byle ją wywieźć za granicę i tam radzić się jeszcze słynniejszych synów Eskulapa? Coby się z nim było stało, gdyby nie mógł opowiadać codziennie swoim przyjaciołom, jak pomylili się Metivier i Feller, a wyłapał ich na tem Frise i jak w końcu Mudrow poznał się jedynie na chorobie Nataszki i sprawia jej znaczną ulgę? Czemże byłaby mogła zająć się hrabina, gdyby nie miała pod ręką wymówek, skoro chora nie chciała zastosować się najskrupulatniej do przepisów lekarskich?
— Nigdy nie wyzdrowiejesz tym sposobem! — gderała bez ustanku, zapominając nawet w rozdrażnieniu, które jej sprawiał upór córki, a wreszcie swoich zgryzot