Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i brody od sopli lodowych, które potworzyły się z oddechu na mrozie siarczystym. Skoro tylko pozrzucano okrycia, maski weszły tłumnie do wielkiej sali, gdzie tymczasem służba na gwałt świece zapalała. Dimmler pajac i francuzka margrabina, ucięli ognistego tropaka, na samym wstępie. Reszta masek, otoczona dziećmi skaczącemi i wrzeszczącemi w niebogłosy z nadmiaru radości, witała się z panią Melukow, zmieniając głos najzupełniej.
— Nie podobna poznać nikogo — wołała rozweselona gospodyni domu. — Na prawdę, wszak to Nataszka?... Patrzcież tylko na nią... tak mi kogoś z mężczyzn przypomina... Edwardzie Karolowiczu, jak wspaniale wyglądasz i jak tańczysz znakomicie. A ten tam śliczny Czerkies, któż to taki?... Ejże, wszak to Sońcia... A my tak się na śmierć nudziły... Ha, ha, ha! jacy wy wszyscy zabawni! Ta Nataszka wygląda raczej na paryskiego gamina, niż na huzara, z tą swoją minką swywolną... Nie mogę patrzeć na nią bez śmiechu! — Rzeczywiście, wesołość szalona ogarnęła wszystkich, śmiano się i dokazywano na wyścigi.
Nataszka ukochana przez panny Melukow, zniknęła z sali razem z niemi. Kazała sobie przynieść do ich pokoju korek i rozmaite przybory toaletowe, szczególniej męzkie ubranie. Lokaj podawał sztukę po sztuce przez drzwi odchylone, panienkom porozbieranym ze zwykłych sukienek. Wyrywały mu każdą rzecz, wysuwając za drzwi ramiona obnażone. Za krótką chwilę złączyły się z tłumem masek i panny domowe, przebrane do niepoznania.