Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pani domu zarządziła tymczasem sutą wieczerzę, żeby i państwo i służba, mieli czem się posilić należycie. Dopełniwszy sumiennie powinności gospodyni, wróciła do głównej sali, z okularami na nosie. Zaglądała po kolei w oczy każdemu, nie poznając nikogo w tym tłumie różnobarwnym, nawet swoich własnych córek.
— Któż to taki, ten młody Tatar? — pytała zaciekawiona, guwernantki swoich dzieci, łapiąc za rękaw od kaftana Tatara kazańskiego, którym była po prostu jej córka najstarsza! — To ktoś należący do Rostowów, nieprawdaż?... A ty panie huzar — zaczepiła Nataszkę — do jakiego pułku należysz?... Dajcie no tym Turkom konfitur kijowskich — zawołała na służbę. — Religja mahometańska, nie zabrania przecież używania wszelkich słodyczy, co?
Na widok skoków dziwacznych i rozmaitych wybryków, których sobie pozwalano bezkarnie, pod pokrywką masek karnawałowych, pani Melukow ginęła ze śmiechu trzęsąc się całym swoim wspaniałym i otyłym korpusem. Była to prawdziwa, dawna, szanowna matrona, serdeczna, wesoła i pełna wybaczliwości dla swywoli wieku młodocianego.
Gdy wytańczono się do upadłego, zebrała wszystkich w jedno koło olbrzymie, proponując na odpoczynek gry cokolwiek spokojniejsze: Pierścionek na tasiemce, rubla i mruczka.
Teraz, gdy wskutek spocenia i umęczenia tańcem, zaczynały ściekać farby i czernidło z korka spalonego, łatwiej przyszło pani Melukow, rozpoznawanie osób zgromadzonych w jej domu. Nie szczędziła pochwał pannom