Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lonu, zapowiadając tryumfalnie i z najwyższą radością przybycie całego grona masek.
— Głupiec! — wykrzyknęła Nataszka, urywając w pół taktu, a upadłszy na krzesło najbliższe, zaczęła szlochać tak gwałtownie, że potrzebowała kilka minut, aby odzyskać równowagę i utulić się w płaczu.
— To nic mateczko... to przejdzie — uspokajała hrabinę próbując uśmiechu pomimo łez obficie płynących. — Ten głupi Pawełek tak mnie przestraszył, a zresztą nic mi nie jest.
I zaczynała szlochać coraz głośniej.
Wszyscy oficjaliści i wyższa służba dworska byli poprzebierani. Za żydów, turków, damy salonowe, nanareszcie za pajaców i niedźwiedzi. Weszli do sieni przejęci na wskroś mrozem, który na dworze zapanowałbył z całą srogością. Nie śmieli zrazu przestąpić progu do państwa apartamentu. Wkrótce jednak nabrali ododwagi i tak popychając na przód jedni drugich i chowając się po za plecy tego i owego, wtłoczyli się nareszcie wszyscy do wielkiej sali z muzyką wiejską na przedzie. Tu zachęceni przez obojga hrabstwa, prędko odtajali i zaczęły się na dobre tańce, śpiewy i zabawy najrozmaitsze. Młodzież znikała była na razie.
Za jakie pół godzino, zobaczony w salonie francuską margrabinę, w peruce upudrowanej à frimas, w robronie mocno odstającym, z mnóstwem muszek nalepionych na twarzy. To był Mikołaj. Pawełek przebrał się za Greczynkę, Dimmler za pajaca. Nataszka wystąpiła jako huzar, Sonia jako czerkies. Obie miały brwi mocno korkiem wyczernione i wąsiki nad ustami.