Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyszło do tego, co się z nią stało? Nie mogła rozwiązać tej zagadki. Owiały ją znowu wspomnienia rozkoszne, upajające! Stanął przed nią Andrzej, czuła na sobie jego wzrok namiętny i miłością rozpromieniony.
— Byle wracał już raz! Tak się lękam, żeby go jeszcze co nie zatrzymało!... Zresztą, nie ma co owijać w bawełnę... starzeję się z dniem każdym... nie będę już taką jak byłam... Któż wie?... Może przybędzie?... I jest tam... w salonie?... Czyż nie zapomniałam przypadkiem, że bawi od wczoraj w Otradnoe?...
Wstała, zawiesiła na ścianie gitarę i przeszła do sali obok. Tu zastała już wszystkich domowników zgromadzonych przy długim stole herbacianym. Służba uwijała się raźno w około... Andrzeja atoli nie było między nimi!...
— Otóż i Nataszka! — zawołał ojciec. — Chodź usiądź przy mnie „duszinko!“ — Ona nie usłuchała jednak serdecznych zaprosin, przysunęła się do matki, a tuląc się do jej piersi szepnęła, zaledwie wstrzymując się od płaczu rzewnego:
— Mamo... mateczko!... Gdzie on? Dajcie mi go, prędzej, prędzej!... — załkała głucho, ale uspokoiła się niebawem wysiłkiem nadludzkim i usiadła na swojem miejscu:
— Boże! Boże! wiecznie jedno i to samo! — pomyślała. — Tatko jak zwykle wylewa herbatę na miseczkę, i dmucha aby prędzej ostygła... jak wczoraj... pozawczoraj... jak będzie dmuchał jutro!
Irytowało ją całe towarzystwo. Nie mogła im przebaczyć, że są tacy nudni i jednostajni.
Po herbacie, trójka nierozłączna, Nataszka, Sonia i Mikołaj, ukryli się w rogu salonu, na swojej kozetce