Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ulubionej, ocienionej klombem roślin egzotycznych. Tam jedynie szła im od serca gawędka; tam nie mieli żadnych tajemnic jedno dla drugiego.





X.

— Zdarza ci się to kiedy — zapytała nagle brata Nataszka — czuć jakoby nie miało się już niczego w życiu przed sobą, jakby już się odebrało od losu swoją cząstkę szczęścia ziemskiego, i było się nie znudzonym, ale niewypowiedzianie smutnym?
— Naturalnie! Zdarzało mi się bardzo często, patrzeć na wesołość bez miary moich towarzyszów, swywolić nawet i hulać na równi z nimi. Naraz ogarniał mnie taki smutek, takie zniechęcenie do życia, żem o mało nie powiedział sobie: — „Czy nie lepiej byłoby dla nas wszystkich przestać istnieć, i cierpieć?“ — Pamiętam jak dnia pewnego muzyka grała, a ja byłem pogrążony w takiej czarnej melancholji, żem nie pomyślał nawet pójść poparadować na głównej promenadzie!
— Jak ja ciebie pojmuję! A ja znowu przypominam sobie — wtrąciła Nataszka — jak ukarano mnie pewnego razu za zjedzenie śliwek... o ile pamiętam... byłam najniewinniejszą w świecie... wy reszta tańczyliście najswobodniej... mnie zostawiono samotną w naszym pokoju do nauki... płakałam rzewnie, łzami gorżkiemi, nad sobą i nad wami, których mi także było żal okropnie!