Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyrachowała jednak dostatecznie odległości i przeleciała przez głowę zająca, wywracając koziołka w powietrzu. Zając pomykał coraz prędzej. Teraz Milka zbliżała się z kolei i tuj! tuj! miała go pochwycić.
— Milka! moja Miluszka! — zachęcał ją Mikołaj, tonem najsłodszym, z miną tryumfującą. Zając nagle w bruździe przycupnął, i Milka oszołomiona, nieprzytomna prawie, tak samo minęła go. Erza spróbowała zaatakować go na nowo. Dała takiego susa w górę, że chwilę zdawała się niby w powietrzu zawieszona. Tym razem widocznie, wymierzała skok lepiej, aby spaść prosto na kark swojej zdobyczy.
— Erza! Erza! moja śliczna, kochana Erzuniu! — wykrzyknął Haguin, czułą prośbę do swojej ulubienicy, czego ona jednak, czy nie mogła, czy nie raczyła zrozumieć. W chwili bowiem, kiedy miała zająca pochwycić, ten pomknął dalej, linją rozdzielającą ściernisko od łąki. Erza i Milka goniły równo, niby para koni przy dyszlu dobranych doskonale. Były już blizko niego, coraz bliżej, zatrzymała ich jednak w biegu łąka grząska i torfiasta
— Rugaj! Rugajuszka!... historja pewna!... marsz! — krzyknął teraz „wujcio“, a tegoż pies brzydki, z grzbietem jakby garbatym, wyciągnął się, ziewnął, grzbiet następnie wygjął w kabłąk, puścił się jak strzała, wyprzedził obie suki, i jednym susem prawie nadnaturalnym złapał za kark zająca, cisnął nim w górę z całej siły, pochwycił na nowo, wywrócił się z nim i potoczył po łące rozmokłej oblepiając błotem grzbiet cały. Zwycięzcę i zwyciężonego otoczyli kołem tak psy, jak i