Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

strzelcy. Tylko jeden „wujcio“ zeskoczył z konia, nieposiadając się z radości, zbliżył się do zająca, i odciął mu skok prawy, aby krew ściekła. Wzruszenie gwałtowne, nadawało jego oczom wyraz dziwny, prawie obłąkany. Biegały one szybko, z miejsca na miejsce, z jednej osoby na drugą. Ruchy jego były nerwowe, urywane, słowa tak samo bez ładu i składu:
— Historja pewna... marsz!... To mi pies!... Lepszy od tych wszystkich i tanich i najkosztowniejszych!... Historja pewna... marsz!... — wyrzucał z trudnością z gardła ścieśnionego, frazesa krótkie, bez związku. Możnaby było przypuścić, patrząc na spojrzenia gniewem pałające, na jego wąsy dziko nastroszone i usta drgające wściekłością, że jest otoczony wrogami nieprzejednanymi, że go ktoś prześladuje i obraża śmiertelnie, teraz zaś nadeszła chwila sposobna, zawstydzenia owych wrogów i odzyskania czci i sławy, której chciano go złośliwie pozbawić:
— Oto są psy po kilka i kilkadziesiąt tysięcy rubli! — krzyczał zapalczywie stary dziwak, wymachując rękami — Rugaj moje stare, poczciwe psisko, masz, zasłużyłeś na ten smaczny kąsek!
Rzucił psu skok odcięty zającowi.
— Ściągnęła się, zmordowała na nic! Trzy razy dopędzała zająca w pojedynkę! — wrzeszczał ze swojej strony Mikołaj, odchodząc również od przytomności, zdawał się nie widzieć i nie słyszeć nikogo przed sobą.
— Phi! wielka sztuka, zabiedz mu drogę na przełaj, — mruknął jeden z koniuszych Haguina.
— Skoro Erza raz go ruszyła, goniąc za nim do