Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszak piękna? — szepnął córce do ucha.
— Olśniewająca! — zawołała Nataszka z zapałem. — Pojmuję, że każdy za nią szaleje!
Po skończonej uwerturze, kapelmistrz uderzył trzy razy po budce suflera, jak zazwyczaj. Każdy usiadł czemprędzej na krzesło, tak na dole, jak i na piątrach, i w sali zrobiło się cicho, jak makiem posiał. Starzy i młodzi, wojskowi i cywilni, kobiety z ramionami obnażonemi i okrytemi kosztownymi klejnotami, wszyscy skierowali wzrok na scenę, i Nataszka poszła również za ich przykładem.





XXII.

Dekoracje przedstawiające las, wznosiły się po obu bokach sceny. Po środku ugrupowały się statystki w króciutkich spódniczkach i pąsowych staniczkach. Jedna z nich tęga i trochę przysadkowata, ubrana w bieli, siedziała opodal od swoich towarzyszek, na stołku drewnianym oparta o kawałek kartonu pomalowanego na zielono. Wszystkie chórem śpiewały. Gdy skończyły, owa tłusta dziewa wstała i postąpiła aż do budki suflera. Teraz zbliżył się do niej mężczyzna w trykotach jedwabnych, które odznaczały jego łydki olbrzymie. Przy czapce miał pióro wysokie i sztylet za pas wetknięty. Stanąwszy obok niej odśpiewał długie solo, giestykulując przy tem zawzięcie. Z kolei darła się tłusta spie-