Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zumienie nauki, biła w stół pięścią, a najczęściej w końcu, porywała chłopca za ramię i kazała mu klęczeć „w kącie“. Skoro wyrok wydała, wybuchała płaczem spazmatycznym. Wyrzucała sama sobie nieczułość, niegodziwość, i znęcanie się nad biednym sierotą. Wtedy zwykle chłopczyna wysuwał się z kąta — „bez cioci pozwolenia“ — a odejmując jej dłonie od twarzy łzami zalanej, zaczynał ją pocieszać, całował i pieścił, póki płakać nie przestała. Najcięższym krzyżem atoli do dźwigania, były wściekłe ojca humory, który z dniem każdym stawał się dla niej okrutniejszym. Gdyby był jej kazał modlić się całą noc, gdyby ją był wybił, lub zmuszał do noszenia drzewa i wody, byłaby się poddała jego rozkazom bez szemrania. Ale ten straszny tyran, który ją kochał po swojemu, prześladował ją tem boleśniej, właśnie z powodu tego przywiązania. Nie tylko posiadał w najwyższym stopniu dar piekielny, drażnienia jej i dopiekania do żywego, sprawiało mu w dodatku największą przyjemność, dowodzić jej na każdym kroku, jak jest głupią, jak nie ma nigdy i w niczem słuszności. Od kilku miesięcy odznaczał pannę Bourrienne coraz widoczniejszemi grzecznościami, nadskakiwał jej prawie. Myśl rzucona zrazu, byle zirytować córkę, że skoro syn żeni się z Nataszką Rostow, on weźmie ślub z Francuzką, zaczynała na serjo kiełkować w umyśle zdziecinniałym starca, mimo całego bezsensu tejże. Marja atoli nie przypuszczała ani na chwilę, żeby ojciec mógł popełnić na starość podobne szaleństwo. W jego częstem napomykaniu o tem, widziała jedynie chęć dokuczania jej i ranienia do głębi jej serca.