Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

naglony, żeby ożenił się raz z przedmiotem swojej stałej, od lat wielu miłości, odmówił, mówiąc z całą naiwnością: — „Jeżelibym się z nią ożenił, gdzież spędzałbym wszystkie wieczory?“ — Tak samo jak on, żałowała teraz, że obecność Julji w Moskwie przerwała ich wzajemne wylewania uczuć na papier, że nie ma już nikogo, komuby mogła powierzyć ciężkie troski i zgryzoty uciskające ją co dzień więcej. Książę Andrzej miał powrócić niebawem. Zbliżał się termin jego ślubu z Nataszką. Ojciec jednak nie był ani na włos lepiej usposobiony, dla tego jego przyszłego związku. Wręcz przeciwnie przedmiot ten rozdrażniał starca w najwyższym stopniu. Każde wspomnienie o Rostowach wprawiało go w gniew niepohamowany. Jego usposobienie zawsze gwałtowne i nieznośne, teraz dochodziło do granic ostatecznych brutalności i znęcania się nad biedną córką. Nauka udzielana przez księżniczkę Marję, jej sześcioletniemu siostrzeńcowi, stanowiła jedną więcej dla niej troskę i zgryzotę. Spostrzegła bowiem z najwyższem przerażeniem, że jest prawie tak samo niecierpliwą, jak jej ojciec. Ileż razy wyrzucała sobie najostrzej, wybuchy gniewu i uniesienia o byle co? A jednak zawsze to właśnie stawało zaporą pomiędzy nią, a dzieckiem. Mimo chęci najszczerszych, przelania niejako w chłopczynę ukochanego, wszelkich wiadomości, które sama posiadała, ubezwładniał jej starania strach dziecka, przed gniewem ciotki. Zmieszane, niepewne, spodziewając się z góry surowego napomnienia, jeżeli nie kary nawet, dziecko odpowiadało ni w pięć, ni w dziewięć. Wtedy nie posiadając się z gniewu, zaczynała krzyczeć, jakby to miało ułatwić dziecku zro-