Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że ojciec nie pozwoli jej nigdzie być bez siebie, on zaś w skutek braku sił, nie może jej towarzyszyć. Zniknęła również bezpowrotnie wszelka nadzieja wyjścia za mąż, dla biednej męczennicy. Było aż nadto widocznem, po sposobie, z jakim obchodził się z każdym młodym człowiekiem, który mógłby był posunąć o rękę córki, że stary dziwak, nie ma jej wcale na zbyciu, i ani myśli o rozłączeniu się z nią za swego życia. Przyjaciółek nie posiadała wcale w Moskwie. Po przyjeździe do miasta, rozczarowała się nawet najzupełniej, co się tyczy dwóch istot, dla których miała dotąd najwięcej przyjaźni: Pierwszą była Francuzka, od której trzymała się teraz jak najdalej, mając po temu nader ważne powody; drugą Julja Kuragin, z tą korespondowała wytrwale przez długich pięć lat, aby przekonać się przy pierwszem z nią bliższem zetknięciu, że nie ma między niemi niczego wspólnego, ani jednej cienkiej niteczki, wiążącej ich dusze nawzajem! Julja zostawszy po śmierci obu braci, świetną partją, panną krociową, tonęła w wirze zabaw wszelakich, poszukując męża gwałtownie. Mimo niezwykłej urody, zaczynała iść w słup po trochę. Trzydziestka była tuż blisko, był zatem czas najwyższy, wygrać wszystkie na raz atuty, byle zdobyć męża jak najrychlej. Postanowiła nieodwołalnie, że musi zaręczyć się przynajmniej tej zimy. Biedna księżniczka Marja, uśmiechała się smutno każdego czwartku, myśląc, że nie tylko nie ma już pisać do kogo, ale że i te wizyty Julji oddawane jej raz na tydzień, stały się dla niej zupełnie obojętnemi, prawie uciążliwemi. Porównywała się mimowolnie do owego starego emigranta Francuza, który